X: Ja w sumie
tego nie chce, ale myślałam, że on chce. To jest w sumie upokarzające dla
kobiety i on pewnie nie chce mnie upokorzyć…
Ja: Mówimy o
seksie, czy się zgubiłam?
X: No wiesz o
czym mówię. O tym…. No o tym… co dziewczyna może facetowi zrobić.
Ja: Czyli mówimy
o lodzie?
X: (z czerwonej
zrobiła się purpurowa) Nooo… Ja nie chce i on też, ale głupio wyszło bo ja
zaproponowałam?
Ja:
Zaproponowałaś mu seks oralny? (łagodząc słowa, bo boję się, jaki kolor może
przyjść po purpurowym). A on co na to?
X: No nie
zaproponowałam mu tego! Oszalałaś? Wyśmiałby mnie. Po prostu… tak… no nie wiem jak
to powiedzieć…
Ja: Może
najlepiej prosto z mostu.
X: Powiedzmy, że
przyjęłam pozycję. I on się zapytał co robię. I chyba zrozumiał, bo powiedział,
że to upokarzające dla kobiety. Tak klękać.
Ja: (śmiech)
X: I ja się z tym
zgadzam! No bo jak to można robić?
Ja: Można, można.
I to na różne sposoby. Coś potem było? Czy tylko oznajmił ci, że to
upokarzające?
X: No potem to co
zawsze, no wiesz…
Ja: Powiedzmy, że
jestem w stanie się domyślić. Chociaż nie bardzo rozumiem, jak można być z kimś
tyle czasu (chyba już ponad 3 lata) i nie rozmawiać o seksie.
X: (z wielkim
zdziwieniem i oburzeniem na twarzy) Jak możesz rozmawiać o seksie? O tym się
nie rozmawia…
No cóż, bo można
seks uprawiać, ale niekoniecznie o nim mówić? Szczerze mówiąc, nie rozumiem
czemu nie rozmawiamy o seksie poważnie. Jeśli już tematyka pojawia się wśród
grupy znajomych, zazwyczaj przybiera formę żartu (i to jest wspaniałe! I niech
tak będzie! Ale poza żartowaniem, trzeba umieć też pogadać poważnie- nie z
każdym, nie z obcym (choć pewnie to bywa łatwiejsze niż obnażenie swojej
fizyczności przed znajomymi), ale z osobami, którym ufamy. Zakładam, że
koleżanka zaczynając ze mną ten temat, miała w sobie pewien poziom zaufania.
Zabrakło odwagi by porozmawiać o tym, co ją faktycznie boli. Najgorsze jednak
jest nie to, że określenia jak np. seks oralny zastępowała – „to, no to” i
robiła się krwiście czerwona, gdy w rozmowie pojawiały się konkrety. Najgorsze
jest to, że nie umiała porozmawiać o tym ze swoim facetem.
Domyślam się, jak
to było, bo scenariusz w takich przypadkach bywa podobny. Ona: zastanawia się,
czy jemu wystarczy zwykły seks. Chciałaby urozmaicić jakoś ich pożycie. Wpada
na pomysł: zrobię mu loda! Chociaż być może wcale tego nie chce (to wnioskuję
nie tylko z ogólnej pruderyjności, ale ze stwierdzenia na początku rozmowy: „ja
w sumie tego nie chce…”). No i przyjmuje jakieś dziwne, sugestywne, lodozrobię-podobne
pozycje. On twierdzi, że nie chce. I nie znak go na tyle, żeby ocenić, czy
faktycznie nie chce, czy po prostu wyczuł opory z jej strony. I rzucił durnym
tekstem, że to upokarzające.
A wystarczyło
porozmawiać. I jasne, nie dla każdego takie rozmowy są łatwe. Mało znam ludzi,
którzy potrafią rozmawiać o seksie. Nawet, a może w szczególności z partnerami,
z którymi seks uprawiają.
Chciałabym, żeby
pewnego dnia rozmowa na ten temat była tak łatwa, jak rozmowa o pogodzie.
Pobożne życzenia…